Zagadnienie formy

Forma w powieści Gombrowicza to społeczna rola, maska stanowiąca sposób funkcjonowania jednostki wśród innych ludzi. Tadeusz Kępiński definiuje ją w następujący sposób:

Forma to wszystkie sposoby przejawiania się (wyrażania, manifestowania, zachowania) człowieka. (s.67)

Jan Błoński, wybitny badacz literatury oraz znawca twórczości Gombrowicza, pisze:

W Ferdydurke bezmierny chaos świata stara się człowiek poskromić - o ile możliwe! - ujmując go w zapamiętane formy. Formy zmysłowe, werbalne, gestyczne, społeczne, jakie się tylko da. (s.36)

Forma zawsze wiąże się z obecnością drugiego człowieka, nawet jeśli jest to obecność tylko wyobrażona lub wspominana. Jak na społeczną kreację przystało, forma jest zmienna, zaskakująca, dynamiczna.

Formę można przyjmować i można ją narzucać innymi. Jest ona sposobem ustanawiania hierarchii społecznej. Z reguły narzucać formę mogą osoby zajmujące wyższe miejsce w hierarchii: autorytety naukowe, rodzice i nauczyciele wobec dzieci, lekarze wobec chorych, szefowie wobec pracowników, politycy wobec wyborców itp. widać to na przykładzie chłopców - uczniów gimnazjum, których niezręczne “gęby” odzwierciedlają uformowanie przez sytuację społeczną:

Okazało się, że każda partia polityczna faszerowała ich swoim specjalnym ideałem chłopca, a prócz tego poszczególni myśliciele nadziewali ich na własną rękę swoimi gustami i ideałami, poza tym zaś nadziani byli jeszcze kinem, romansem, gazetą. I dopieroż rozmaite typy chłopięcia, chłopaka, komsomolca, sportsmana, młodzika, miedzianka, łobuza, estety, filozofa, sceptyka wystrzelały nad pobojowiskiem i plwały na siebie, niesłychanie podrażnione i rozczerwienione, a z dołu dolatywały tylko jęki i okrzyki: „Tyś naiwny!” „Nie, to tyś naiwny!” Bo te ideały wszystkie bez wyjątku były bezmiernie skąpe, ciasne, nieporęczne i niewydarzone; wyrzucali je z siebie w ferworze dysputy i cofali się jak katapulta, przerażeni tym, co wyrzucili, nie mogąc już cofnąć słów niewypierzonych, które padły. Zatraciwszy wszelki kontakt z życiem i z rzeczywistością, prasowani przez wszystkie odłamy, kierunki i prądy, traktowani wciąż pedagogicznie, otoczeni fałszem, dawali koncert fałszu!

Jednak usankcjonowane społecznie hierarchie nie są niczym stałym, w każdej chwili mogą ulec odwróceniu, osoba stojąca na pozór wyżej w hierarchii może stracić swoją pozycję i zostać podporządkowana formie narzuconej przez kogoś uplasowanego niżej, np. niedojrzałego.

Tak dzieje się chociażby z profesorem Pimko, który całkowicie traci swoją formę diablicznego profesora pod wpływem wdzięku nonszalanckiej wobec twórczości Norwida Młodziakówny.

Przyjęcie określonej formy pociąga za sobą konkretne zachowania, gesty, język, styl itp. Wszystkie te konkretyzacje formy są niejako wymuszone na jednostce, dlatego też uwierają, nie dają poczucia autentyczności i naturalności temu, kto musi się przez nie wyrażać.

Narrator ma świadomość bycia wplątywanym w kolejne formy, które wymuszają na nim określone zachowania i próbuje odzyskać niezależność podejmując, metodą prób i błędów, a także wykorzystując nadarzające się okazje, odzyskać niezależność.

Narrator wobec formy

Józio doświadcza prawdy, iż człowiekowi w kontakcie z innym człowiekiem zawsze towarzyszy forma i nie ma przed nią ucieczki. Według Gombrowicza nie istnieje coś takiego, jak autonomiczne, substancjonalne ludzkie “ja”, rdzeń tożsamości, który należy odnaleźć. Pod warstwami masek nie ukrywa się żadna autentyczna twarz. Nasze maski to nasze twarze, pod nimi zaś zieje pustka, otchłań, chaos.

Gombrowicz demaskuje iluzje, w którą tak bardzo chcemy wierzyć, że istnieje gdzieś nasze autentyczne “ja”. Pokazuje też, że wszyscy żyjemy w społecznym totalitaryzmie narzucanych nam tożsamościowych schematów.

Co zatem pozostaje w tak zarysowanej sytuacji człowiekowi, czy nie ma dla nas żadnej nadziei. Otóż jest, chociaż inna niż pewnie byśmy chcieli. W obliczu braku możliwości uzyskania wolności totalnej, zostaje nam

Wolność sprowadza się zatem do nieustannie ponawianych prób zrzucenie jednej formy, by za moment przyjąć kolejną.**

W szkole Józio poddawany jest procesowi upupiania, a więc kształtowania według z góry ustanowionych reguł w kierunku utrwalonej niewinności i naiwności. Bohater poddaje się szkolnej rzeczywistości, choć dostrzega manipulację oraz presję formy, której jest poddawany i podejmuje nieudolne próby wyzwolenia. Mistrzem upupiania jest profesor Pimko, któremu narrator od początku nie jest w stanie się przeciwstawić

Chciałem krzyknąć, że nie jestem uczeń, że zaszła pomyłka, porwałem się do ucieczki, ale coś mnie z tyłu chwyciło jak w kleszcze i przygwoździło na miejscu – dziecięca, infantylna pupa mnie chwyciła. Z pupą nie mogłem się ruszyć, belfer zaś wciąż siedział i siedząc, wyrażał tak doskonałą belferskość, że zamiast krzyczeć, wystawiłem dwa palce do góry, jak to robią uczniowie w szkole, gdy chcą się odezwać.

Józio nie jest w stanie uwolnić się od pupy także w domu nowoczesnej rodziny Młodziaków. Świadomość narzucanej mu formy coraz bardziej mu uwiera, dlatego próbuje uwolnić się od niej poprzez podstęp i prowokację. Demaskując fałsz nowoczesnej podstawy Młodziaków, doprowadza do kupy, a więc zamieszania i chaosu, będących wynikiem chwilowego rozchwiania form.

W dworku Hurleckich Józio ma okazję obserwować formy narzucane przez układ społeczny. W czasie kolejnej kupy - czyli tym razem kotłowaniny między przedstawicielami ziemiaństwa i chłopstwa, bohater ucieka ze swą kuzynką Zosią i tym samym znajduje się w nowej formie - zakochanego mężczyzny przebywającego w towarzystwie ukochanej kobiety.

– Porwałeś mnie – mówiła, upajając się swoim mówieniem. Nie każdy by się na to zdobył. […] … lubię te twoje oczy śmiałe, nieustraszone, drapieżne… I pod jej zachwytem wiłem się jak pod chłostą szatana, a pupa olbrzymia, infernalna świetniała i przeszywała z góry jak znak definitywny wszechświata, klucz wszelkich zagadek, ostateczny mianownik rzeczy. Oto przytulona urabiała mnie sobie i ciepło, nieśmiało, nieporadnie mitologizowała mnie tak, jak jej tam dogadzało […]. Wzięła mi rękę i zaczęła tulić ją, a ja znowu tuliłem jej dłoń – gdy pupa infantylna, infernalna osiągnęła zenit, kulminantę i prażyła z góry pionowo w dół.

Błoński Jan, Fascynująca Ferdydurke, w: tenże, Forma, śmiech i rzeczy ostateczne. Studia o Gombrowiczu. Kraków 1994

Jarzębski Jerzy, Wokół Ferdydurke, w: tenże, Gra w Gombrowicza, Warszawa 1982

Farent T. Ferdydurke Witolda Gombrowicza, Lublin 2015