Kreacjonizm w sztuce

Termin związany z ruchami awanagardowymi w sztuce, w tym w literaturze. Jego istotą jest odejście od mimetycznego przedstawienia rzeczywistości w dziele artystycznym i potraktowanie dzieła sztuki jako autonomicznego tworu, rządzącego się własną logiką, nie potrzebującego odniesień do świata zewnętrznego.

Kreacjonim stanowi przeciwieństwo takich tendencji w sztuce jak realizm czy naturalizm. Artysta nie odtwarza przeżytej przez siebie albo obserwowanej rzeczywistości, ale tworzy (kreuje) samodzielny byt, jakim jest dzieło sztuki.

Jak mówi ojciec narratora Sklepów cynamonowych w Traktacie o manekinach, przeciwstawiając imitacyjnemu realizmowi (naśladowaniu rzeczywistości - mimesis) oraz kopiowaniu natury (stworzonej przez Demiurga) twórczą fantastykę:

Zbyt długo żyliśmy pod terrorem niedościgłej doskonałości Demiurga, która paraliżowała naszą własną twórczość […] Nie mamy ambicji mu dorównać. Chcemy być twórcami we własnej, niższej sferze, pragniemy dla siebie […] rozkoszy twórczej, jednym słowem demiurgii.

W sztuce, która odchodzi od kopiowania rzeczywistości, czyli tematu, na plan pierwszy wysuwa się forma, czyli sam materiał artystyczny.

Surrealizm

Surrealizm to nurt w literaturze i w sztuce, który w Polsce nie przyjął się w pełni, jednak śladów surrealistycznych idei można doszukać się w pojedynczych utworach poetyckich, (np. wczesnych wierszach Adama Ważyka) malarskich, czy wreszcie, najpełniej, w prozie Brunona Schulza.

Tajemná čísla Země, 2009.
Tajemná čísla Země, 2009.

Czy prace malarskie drohobyczanina wzbudziłyby zainteresowanie surrealistów? Z pewnością, ilustrują przecież ów tajemny, tak bliski ich wrażliwości, metafizyczny nerw czyniący z codzienności intymny kolaż wyobraźni i namacalności, wyzwalający z uścisku świadomości fascynacje mrocznymi obiektami pożądań. Nie mamy pewności co do wpływów filozofii francuskiego surrealizmu na twórczość autora Sklepów cynamonowych, nie można jednak z góry takiej ewentualności wykluczyć. A kontakt z Schulzowską wyobraźnią podsuwa przypuszczenie o pokrewieństwie (czy zamierzonym?) intencji twórczych wyrosłych z tych samych krajobrazów szaleństwa. (Robert Suwała, Surrealistyczne odblaski w prozie Brunona Schulza)

Podstawowe założenia surrealizmu to:

  • wizje senne oraz obrazowanie symboliczne
  • niespodziewane, alogiczne zestawienia
  • dziwaczne nagromadzenie przedmiotów
  • spontaniczne skojarzenia
  • prywatna ikonografia oraz osobista mitologia
  • zniekształcone figury oraz biomorficzne kształty
  • niepohamowana seksualność oraz tematy tabu
  • inspiracja wyobraźnią i kreatywnością dziecka
Zima w Witebsku
Zima w Witebsku

Psychoanaliza Freuda

Odkrycia i teorie Zygmunta Freuda na temat ludzkiej nieświadomości i jej wpływu na działanie człowieka oraz Freudowskie analizy mechanizmów powstawania nerwic i chorób psychicznych miały potężny wpływ na kulturę początków XX wieku. Zaznaczyły się mocno w twórczości surrealistów, budujących narrację literackiego tekstu na zasadzie przypadkowego następstwa słów oraz w prozie przedstawicieli tzw. strumienia świadomości np. Jamesa Joyce’a.

Wprawdzie sam Schulz nie deklarował nigdzie świadomego związku z tymi tendencjami, to jednak nie sposób nie zauważyć w jego twórczości charakterystycznych dla psychoanalizy praktyk. Najważniejszą z nich jest bez wątpienia wprowadzenie do narracji poetyki marzenia sennego. Dla Freuda analiza marzeń sennych stanowiła punkt wyjścia do psychoanalitycznej terapii pacjentów, u Schulza zaś logika snu wydaje się być podstawą organizacji opowieści.

Na ów Schulzowski oniryzm składają się:

  • nagłe, niczym czasowo i przestrzennie nieuzasadnione przejścia od jednej sceny do innej
  • niespodziewane metamorfozy kształtów i barw
  • absurdalne przeobrażenia ludzi, rzeczy i związków między nimi

Zasadnicza różnica między snem w psychoanalizie a oniryzmem Schulzowskich opowiadań, polega na tym, że w utworach autora Sklepów cynamonowych marzenie senne jest całkowicie kontrolowane artystycznie przez pisarza, o czym świadczy wywafinowane nawarstwianie metafor i obrazów poetyckich, podczas gdy według Freuda sen był należał do zjawisk niekontrolowanych przez świadomość, odsłaniających to, co nieświadome.

Przemiany ekonomiczno-społeczne

Na wyobraźnię artystyczną Schulza wpływ miała rewolucja przemysłowa, która odcisnęła wyraźne piętno na charakterze prowincjonalnego miasta, jakim w czasach dzieciństwa autora Sklepów cynamonowych był Drohobycz. W latach 1901-1914, jak zauważa wybitny badacz twórczości literackiej Schulza Artur Sandauer, rejon, w którym leży Drohobycz, zmienił się pod wpływem odkrycia bolesławskiej ropy. Powstało Bolesławsko-Drohobyckie Zagłębie Naftowe, co przyciągnęło do regionu różnego rodzaju nafciarzy i ludzi biznesu nowego typu oraz stworzyło w okolicy atmosferę podobną do gorączki złota nad rzeką Klondike.

W opisie dzielnicy zwanej przez narratora Sklepów cynamonowych Ulicą Krokodyli znajduje się całkiem realistyczny opis przemian, jakim uległ w początkach XX wieku Drohobycz:

Kiedy w starym mieście panował wciąż jeszcze nocny, pokątny handel, pełen solennej ceremonialności, w tej nowej dzielnicy rozwinęły się od razu nowoczesne, trzeźwe formy komercjalizmu. Pseudoamerykanizm, zaszczepiony na starym, zmurszałym gruncie miasta, wystrzelił tu bujną, lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności. Widziało się tam tanie, marnie budowane kamienice o karykaturalnych fasadach, oblepione monstrualnymi sztukateriami z popękanego gipsu. Stare, krzywe domki podmiejskie otrzymały szybko sklecone portale, które dopiero bliższe przyjrzenie demaskowało jako nędzne imitacje wielkomiejskich urządzeń. Wadliwe, mętne i brudne szyby, łamiące w falistych refleksach ciemne odbicie ulicy, nie heblowane drzewo portali, szara atmosfera jałowych tych wnętrzy, osiadających pajęczyną i kłakami kurzu na wysokich półkach i wzdłuż odartych i kruszących się ścian, wyciskały tu, na sklepach, piętno dzikiego Klondike’u.

Opowiadania Schulza ukazują stopniowy upadek staromodnego, tradycyjnego, skrupulatnego kupiectwa, które uprawiał jego ojciec, i którego pięknym portretem są sklepy cynamonowe w opowiadaniu pod tym samym tytułem. Ta szlachetna dziedzina nie może jednak wygrać z naporem nowoczesnego komercjalizmu.

Symbole prywatne Schulza jako część osobistej mitologii

Pojęcie osobistej mitologii zaznaczyło się w kulturze zachodniej szczególnie mocno na początku dwudziestego wieku wraz z rozwojem psychoanalizy, kreacjonistycznymi i symbolicznymi tendencjami w sztuce oraz nowymi poszukiwaniami filozoficznymi. Jerzy Ficowski, znawca twórczości i biografii Schulza pisze o tym zjawisku następująco:

Najaktywniejszy duchowo stosunek do otaczającej rzeczywistości daje dzieciństwo: każdemu odbiorowi wrażeń, każdemu doznaniu towarzyszy akt kreatorski wyobraźni, na każdym kroku rodzą się mity etiologiczne. Jest to powtarzający się na wstępie każdej indywidualnej biografii prapoczątek, stworzenie świata.

Ową prywatną mitologię konstytuują indywidualne symbole - a więc obrazowe reprezentacje nieuświadomionych przeświadczeń na temat świata, samych siebie, innych ludzi. Więcej na ten temat znajdziesz w artykule na temat mityzacji rzeczywistości, poniżej zaś wymieniam najważniejsze dla twórczości Schulza obrazy - symbole.

ulica

Ulice Drohobycza stają się wielokrotnie prawdziwym labiryntem, łatwo w nich zaginąć

Jest lekkomyślnością nie do darowania wysyłać w taką noc młodego chłopca z misją ważną i pilną, albowiem w jej półświetle zwielokrotniają się, plączą i wymieniają jedne z drugimi ulice. Otwierają się w głębi miasta, żeby tak rzec, ulice podwójne, ulice sobowtóry, ulice kłamliwe i zwodne. Oczarowana i zmylona wyobraźnia wytwarza złudne plany miasta, rzekomo dawno znane i wiadome, w których te ulice mają swe miejsce i nazwę, a noc w niewyczerpanej swej płodności nie ma nic lepszego do roboty, jak dostarczać wciąż nowych i urojonych konfiguracji. Te kuszenia nocy zimowych zaczynają się zazwyczaj niewinnie od chętki skrócenia sobie drogi, użycia niezwykłego lub prędszego przejścia. Powstają ponętne kombinacje przecięcia zawiłej wędrówki jakąś nie wypróbowaną przecznicą. (Sklepy cynamonowe)

Drohobycz, ulica Stryjska ("Ulica Krokodyli")
Drohobycz, ulica Stryjska ("Ulica Krokodyli")

Był to dystrykt przemysłowo-handlowy z podkreślonym jaskrawo charakterem trzeźwej użytkowości. Duch czasu, mechanizm ekonomiki, nie oszczędził i naszego miasta i zapuścił korzenie na skrawku jego peryferii, gdzie rozwinął się w pasożytniczą dzielnicę. (Ulica Krokodyli)

Dom

Rodzinny dom bohatera ulega w opowiadaniach licznym deformacjom i metamorfozom.

Mieszkaliśmy w rynku, w jednym z tych ciemnych domów o pustych i ślepych fasadach, które tak trudno od siebie odróżnić. (…)Daje to powód do ciągłych omyłek. Gdyż wszedłszy raz w niewłaściwą sień na niewłaściwe schody, dostawało się zazwyczaj w prawdziwy labirynt obcych mieszkań, ganków, niespodzianych wyjść na obce podwórza i zapominało się o początkowym celu wyprawy, ażeby po wielu dniach, wracając z manowców dziwnych i splątanych przygód, o jakimś szarym świcie przypomnieć sobie wśród wyrzutów sumienia dom rodzinny. (Nawiedzenie)

kobieta

Kobieta w opowiadaniach Schulza (a chyba jeszcze bardziej w jego pracach plastycznych) jawi się jako istota fizycznie doskonała, budząca uwielbienie, strach, uniżenie, ale zarazem duchowo niższa, obca psychologicznie, odmienna.

Spotkanie, Żydowski młodzieniec i dwie kobiety w zaułku miejskim, 1920 rok
Spotkanie, Żydowski młodzieniec i dwie kobiety w zaułku miejskim, 1920 rok

Najpełniejszym uosobieniem tak pojętej kobiecości jest służąca Adela, sprawująca nad ojcem bohatera jakąś niepojętą władzę.

Matka nie miała nań żadnego wpływu, natomiast wielką czcią i uwagą darzył Adelę. Sprzątanie pokoju było dlań wielką i ważną ceremonią, której nie zaniedbywał nigdy być świadkiem, śledząc z mieszaniną strachu i rozkosznego dreszczu wszystkie manipulacje Adeli. Wszystkim jej czynnościom przypisywał głębsze, symboliczne znaczenie. Gdy dziewczyna młodymi i śmiałymi ruchami posuwała szczotkę na długim drążku po podłodze, było to niemal ponad jego siły.(…) Jego wrażliwość na łaskotki dochodziła do szaleństwa. Wystarczyło, by Adela skierowała doń palec ruchem oznaczającym łaskotanie, a już w dzikim popłochu uciekał przez wszystkie pokoje, zatrzaskując za sobą drzwi, by wreszcie w ostatnim paść brzuchem na łóżko i wić się w konwulsjach śmiechu pod wpływem samego obrazu wewnętrznego, któremu nie mógł się oprzeć. Dzięki temu miała Adela nad ojcem władzę niemal nieograniczoną.

karakon

W kątach siedziały nieruchomo wielkie karakony, wyogromnione własnym cieniem, którym obarczała każdego płonąca świeca i który nie odłączał się od nich i wówczas, gdy któryś z tych płaskich, bezgłowych kadłubów z nagła zaczynał biec niesamowitym, pajęczym biegiem. (Nawiedzenie)

gatunki karaczana domowego
gatunki karaczana domowego

dorożka

Schulz w swoich listach, mających charakter zbliżony do esej, wspominał, iż jednym z wcześniejszych motywów towarzyszących jego dzieciństwu była dorożka.

Na ulicy czerniało kilka dorożek, rozjechanych i rozklekotanych jak kalekie, drzemiące kraby czy karakony. Woźnica nachylił się z wysokiego kozła. Miał twarz drobną, czerwoną i dobroduszną. - Pojedziemy, paniczu? - zapytał. Powóz zadygotał we wszystkich stawach i przegubach swego wieloczłonkowego ciała i ruszył na lekkich obręczach. (Sklepy cynamonowe)

Ilustracja z tomu "Sanatorium pod klepsydrą"
Ilustracja z tomu "Sanatorium pod klepsydrą"

Manekin

Manekiny to w utworze Schulza symbole ludzkiego cierpienia - materii, która nie wiem, kim jest i po co jest, dokąd prowadzi ten gest, który jej raz na zawsze nadano.

Manekiny to także przerażające reprezentacje człowieka współczesnego, istoty o zredukowanej osobowości i wyobraźni, niezdolnej do tworzenia, zdegradowanej do powtarzania pustych gestów.

ojciec

Ojciec to najważniejsze postać w utworze. Ulega nieustannym metamorfozom, które wynikają z jego twórczej natury, z jego mocowaniem się ze światem. W oczach syna urasta do roli potężnego mędrca i zarazem twórcy - demiurga. Jest filozofem walczącym z tajemną stroną bytu, do której tylko on sam ma dostęp. Innym razem przybiera postać starotestamentowego proroka, który obcuje z samym Bogiem - tu nazywanym Demiurgiem. - stworzycielem materialnego świata.

Za dnia były to jakby rozumowania i perswazje, długie, monotonne rozważania prowadzone półgłosem i pełne humorystycznych interiudiów, filuternych przekomarzań. Ale nocą podnosiły się te głosy namiętniej. Żądanie wracało coraz wyraźniej i doniosłej i słyszeliśmy, jak rozmawiał z Bogiem, prosząc się jak gdyby i wzbraniając przed czymś, co natarczywie żądało i domagało się. Aż pewnej nocy podniósł się ten głos groźnie i nieodparcie, żądając, aby mu dał świadectwo usty i wnętrznościami swymi. I usłyszeliśmy, jak duch weń wstąpił, jak podnosi się z łóżka, długi i rosnący gniewem proroczym, dławiąc się hałaśliwymi słowy, które wyrzucał jak mitralieza. Słyszeliśmy łomot walki i jęk ojca, jęk tytana ze złamanym biodrem, który jeszcze urąga. Nie widziałem nigdy proroków Starego Testamentu, ale na widok tego męża, którego gniew boży obalił, rozkraczonego szeroko na ogromnym porcelanowym urynale, zakrytego wichrem ramion, chmurą rozpaczliwych łamańców, nad którymi wyżej jeszcze unosił się głos jego, obcy i twardy - zrozumiałem gniew boży świętych mężów. Był to dialog groźny jak mowa piorunów. Łamańce rak jego rozrywały niebo na sztuki, a w szczelinach ukazywała się twarz Jehowy, wzdęta gniewem i plująca przekleństwa. Nie patrząc widziałem go, groźnego Demiurga, jak leżąc na ciemnościach jak na Synaju, wsparłszy potężne dłonie na karniszu firanek, przykładał ogromną twarz do górnych szyb okna, na których płaszczył się potwornie mięsisty nos jego. (Nawiedzenie)

Ilustracja z tomu "Sanatorium pod klepsydrą"
Ilustracja z tomu "Sanatorium pod klepsydrą"

W tym czasie ojciec mój zaczął zapadać na zdrowiu. Bywało już w pierwszych tygodniach tej wczesnej zimy, że spędzał dnie całe w łóżku, otoczony flaszkami, pigułkami i księgami handlowymi, które mu przynoszono z kontuaru. Gorzki zapach choroby osiadał na dnie pokoju, którego tapety gęstwiały ciemniejszym splotem arabesek.

Mój ojciec powoli zanikał, wiądł w oczach. Przykucnięty pod wielkimi poduszkami, dziko nastroszony kępami siwych włosów, rozmawiał z sobą półgłosem, pogrążony cały w jakieś zawiłe wewnętrzne afery. Zdawać się mogło, że osobowość jego rozpadła się na wiele pokłóconych i rozbieżnych jaźni, gdyż kłócił się ze sobą głośno, pertraktował usilnie i namiętnie, przekonywał i prosił, to znowu zdawał się przewodniczyć zgromadzeniu wielu interesantów, których usiłował z całym nakładem żarliwości i swady pogodzić. Ale za każdym razem te hałaśliwe zebrania, pełne gorących temperamentów, rozpryskiwały się przy końcu, wśród klątw, złorzeczeń i obelg.

Noc

Noc to czas objawień i wtajemniczeń. Rządzą w niej inne prawa niż za dnia. Niezwykłe zdarzenia zaostrzają się, niekontrolowane przez człowieka fenomeny zyskują na autonomii, sytuacja staje się niebezpieczna, czasem kusząca, czasem przerażająca.

I podczas gdy zabawy dzieci stawały się coraz bardziej hałaśliwe i splątane, wypieki miasta ciemniały i zakwitały purpurą, nagle świat cały zaczynał więdnąć i czernieć i szybko wydzielał się zeń majaczliwy zmierzch, którym zarażały się wszystkie rzeczy. Zdradliwie i jadowicie szerzyła się ta zaraza zmierzchu wokoło, szła od rzeczy do rzeczy, a czego dotknęła, to wnet butwiało, czerniało, rozpadało się w próchno. Ludzie uciekali przed zmierzchem w cichym popłochu i naraz dosięgał ich ten trąd, i wysypywał się ciemną wysypką na czole, i tracili twarze, które odpadały wielkimi, bezkształtnymi plamami, i szli dalej, już bez rysów, bez oczu, gubiąc po drodze maskę po masce, tak że zmierzch roił się od tych larw porzuconych, sypiących się za ich ucieczką. Potem zaczynało wszystko zarastać czarną, próchniejącą korą, łuszczącą się wielkimi płatami, chorymi strupami ciemności. A gdy w dole wszystko rozprzęgło się i szło wniwecz w tej cichej zamieszce, w panice prędkiego rozkładu, w górze utrzymywał się i rósł coraz wyżej milczący alarm zorzy, drgający świergotem miliona cichych dzwonków, wzbierających wzlotem miliona cichych skowronków lecących razem w jedną wielką, srebrną nieskończoność. Potem była już nagle noc - wielka noc, rosnąca jeszcze podmuchami wiatru, które ją rozszerzały.

Ta wielka, fałdzista noc jesienna, rosnąca cieniami, roszerzona wiatrami, kryła w swych ciemnych fałdach jasne kieszenie, woreczki z kolorowym drobiazgiem, z pstrym towarem czekoladek, keksów, kolonialnej pstrokacizny. Te budki i kramiki, sklecone z pudełek po cukrach, wytapetowane jaskrawo reklamami czekolad, pełne mydełek, wesołej tandety, złoconych błahostek, cynfolii, trąbek, andrutów i kolorowych miętówek, były stacjami lekkomyślności, grzechotkami beztroski, rozsianymi na wiszarach ogromnej, labiryntowej, rozłopotanej wiatrami nocy. (Noc wielkiego sezonu)

Bibliografia:

  • Bruno Schulz, Sklepy cynamonowe, wolnelektury.pl
  • Jerzy Ficowski, Regiony wielkiej herezji i okolice. Bruno Schulz i jego mitologia. Sejny 2002
  • Janusz R. Kowalczyk, Szermierze słowa: Witkacy, Schulz, Gombrowicz, Culture.pl
  • Artur Sandauer, Rzeczywistość zdegradowana. Rzecz o Brunonie Schulzu, Hamlet.edu.pl
  • Katarzyna Wójcik, „Kapłan słowa”. O „Mityzacji rzeczywistości” Brunona Schulza, Teologia polityczna