Zarys akcji całej powieści

Centralną postacią utworu jest Maciej Boryna — zamożny chłop, właściciel 32 morgów ziemi, despotyczny nestor rodu, decydujący się na poślubienie młodej i pięknej Jagny Paczesiówny, emanującej erotyzmem wiejskiej femme fatale. Jagna ma magnetyczny wpływ na zauroczonych nią mężczyzn, sama też łatwo ulega namiętności. Łączy ją romans z Antkiem, żonatym synem Macieja Boryny.

Rodzinne animozje Borynów zdominował jednak konflikt o ziemię (Antek chce uzyskać od ojca swoją schedę, by móc samodzielnie gospodarować, tymczasem Maciej zapisuje 5 morgów Jagnie). Prowadzi on do rozłamu rodziny i zerwania relacji ojca z synem.

W decydującym momencie bitwy o las serwitutowy Antek zabija jednak człowieka, który uprzednio zranił jego ojca. Odsiaduje za to wyrok – wraca po nim do domu pokorny i odmieniony wewnętrznie. Dojrzały psychicznie Antek staje się spadkobiercą Boryny – przywódcy lipeckiej społeczności, a jego żona Hanka stanowi wzór dobrej gospodyni, skutecznej obrończyni własnego majątku i oddanej żony, wygrywającej rywalizację z Jagną, ostatecznie wyrzuconą z Lipiec.

Uważne czytanie pierwszych rozdziałów I tomu

Rozdział I

Ksiądz odbywa spacer po polach. Spotyka wychodzącą na żebry starą Agatę, która co roku udaje się na żebraczą tułaczkę, żeby ulżyć rodzinie i przynieść dla niej trochę grosza na wiosnę. Na polu Boryny pracuje grupa osób - głównie starszych kobiet i komorników. Kieruje nimi Hanka - synowa Macieja Boryny. Z rozmów kobiet wyłania się wstępna prezentacja głównych postaci - rodziny Borynów, rodziny Paczesiów. Rozdział kończy informacja o chorobie krowy Borynów.

Zadania:

  1. Dokonaj analizy poniższego opisu:

Rzędy kobiet czerwieniły się na kopaniskach… rozlegał się gruchot zsypywanych do wozów kartofli… miejscami orano jeszcze pod siew… stada krów srokatych pasły się na ugorach… długie, popielate zagony rdzawiły się młodą szczotką zbóż wschodzących… to gęsi niby płaty śniegów bieliły się na wytartych, zrudziałych łąkach… krowa gdzieś zaryczała… ogniska się paliły i długie, niebieskie warkocze dymów ciągnęły się nad zagonami… Wóz zaturkotał albo pług zgrzytnął o kamienie… to cisza znowu obejmowała ziemię na chwilę, że słychać było głuchy bełkot rzeki i turkot młyna, schowanego za wsią, w zbitym gąszczu drzew pożółkłych… to znowu śpiewka się zerwała lub krzyk nie wiadomo skąd powstały leciał nisko, tłukł się po bruzdach i dołach i tonął bez echa w jesiennej szarości, na ścierniskach oprzędzonych srebrnymi pajęczynami, w pustych sennych drogach, nad którymi pochylały się jarzębiny o krwawych, ciężkich głowach… to włóczono role i tuman szarego, przesłonecznionego kurzu podnosił się za bronami, wydłużał i pełzał aż na wzgórze i opadał, a spod niego niby z obłoku wychylał się bosy chłop, z gołą głową, przewiązany płachtą - szedł wolno, nabierał ziarna z płachty i siał ruchem monotonnym, nabożnym i błogosławiącym ziemi, dochodził do końca zagonów, nabierał z worka zboża, nawracał i z wolna podchodził pod wzgórze, że najpierw głowa rozczochrana, potem ramiona, a w końcu już był cały widny na tle słońca z tym samym błogosławiącym ruchem siejby; z tym samym świętym rzutem rozrzucał zboże, co jak złoty pył kolistym wirem padało na ziemię.

Jaki obraz świata (natury, społeczeństwa, człowieka) wyłania się z powyższego fragmentu?

  1. Czego dowiedziałaś się / dowiedziałeś się o rodzinie Borynów z pierwszego rozdziału?

Rozdział II

Centralną postacią rozdziału jest Maciej Boryna. Czytelnik poznaje bliżej bohatera, jego relacja z rodziną i mieszkańcami wsi.

Okazuje się, że nieszczęsna krowa padła ofiarą zdarzenia pod lasem - niejaki borowy (pracownik dworu) pogonił zwierzęta z pastwiska, szybki bieg i zapewne stres doprowadził zwierzę do śmierci.

Zadania:

  1. Jak kształtują się relacje między młodymi małżonkami: Hanką i Antkiem?

Antek, urąb no pieńków, bo sama nie poradzę-prosiła Hanka nieśmiało i z obawą, bo nic to nie było u niego skląć abo i zbić z leda powodu. Nie odrzekł nawet, jakby nie słyszał, że ona nie śmiała powtórzyć i już sama poszła udziabywać trzaski z pni - i milczał zły, zmęczony całodzienną pracą srodze, i patrzył teraz na staw, na drugą stronę, w duży dom, świecący białymi ścianami i szybami okien, bo zachód bił w niego. Pęki czerwonych georginii wychylały się zza kamiennego płotu i paliły jaskrawo na tle ścian, a przed chałupą, w sadzie, to między opłotkami uwijała się wysoka postać, ale twarzy rozeznać nie można było, bo co chwila ginęła w sieni, to pod drzewami. - Śpią se kiej dziedzic, a ty, parobku, rób - mruknął ze złością, bo ojcowe chrapanie rozlegało się aż na ganku.

  1. Poniższy fragment jest przykładem tzw. mowy pozornie zależnej. Na czym ten zabieg polega? Co poniższy fragment mówi o bohaterze?

Boryna szedł coraz wolniej, bo ociężało go rozdrażnienie, a potem przypomnienie nieboszczki, co ją na zwiesnę był pochował, ułapiło go za grdykę. Ho! ho!… przy niej, co ją wspominam wieczorem w dobry sposób, nie przygodziłoby się tak granuli… gospodyni to była, gospodyni!… Juści, że i mamrot, i przeklętnica też, że i dobrego słowa nikomu dać nie dała i cięgiem się z babami za łby wodziła… ale zawżdy żona i gospodyni! - Tu westchnął pobożnie na jej intencję, i żal go jeszcze większy dusił, bo przypominał, jak to bywało… Przyszedł z roboty, spracowany - to i jeść tłusto dała, i często gęsto kiełbasy podtykała kryjomo przed dzieciskami… A jak się wszystko darzyło!… i cielaki, i gąski, i prosiaki… że co jarmarek było z czem jeździć do miasta, i grosz był zawsze gotowy, na zakład z samego przychówku… A już co kapusty z grochem, to już jensza zgoła tak nie potrafi… A teraz co?… Antek ino na swoją stronę ciągnie, kowal też wypatruje, aby co chycić, a Józka? Skrzat głupi, któremu plewy jeszcze we łbie, co i nie dziwota, bo dzieusze mało co na dziesiąty rok idzie… Hanka kiej ta ćma łazi, a choru je jeno, i tyle zrobi, co ten pies zapłacze… Toć i marnieje wszystko… granule trza było dorznąć… we żniwa wieprzak zdechł… wrony gąski tak przebrały, że z połowa ostała!… Tyle marnacji, tyle upadku!… Przez sito wszyćko leci, przez sito… Ale nie dam! - wykrzyknął prawie głośno - póki rucham tymi kulasami, to ani jednej morgi nie odpiszę i do waju na wycug nie pójdę… Ino Grzela z wojska do dom powróci, to niechta se Antek na żoniną gospodarkę wróci… nie dam…

Maciej Boryna rozmyśla też o czekającym go nazajutrz procesie- został pozwany przez ubogą Jewkę. Kobieta twierdzi, że jest on ojcem jej dziecka.

Boryna składa wieczorem wizytę wójtowi i jego żonie. Spotyka tam starego wędrowca Rocha. Jest namawiany przez wójtów do kolejnego ożenku. Wójtowa wskazuje piękną, dziewiętnastoletnią Jagnę Pacześ jako idealną kandydatkę dla Macieja Boryny. Ten zaczyna się interesować tą propozycją.

Rozdział III

Rozdział przedstawia kolejnego bohatera - starego parobka Kubę. Kuba jest pracowitym, religijnym, życzliwym ludziom i zwierzętom człowiekiem.

Boryna urządza chłostę młodemu pastuchowi Witkowi.

Następnie rozporządza mięsem zabitej krowy.

Niespełna dziesięcioletnia Józka ma już obowiązki gospodyni. Musi podać ojcu śniadanie.

Boryna udaje się do sądu, gdzie odbywa się sprawa, w której jest podsądnym. Obserwuje także inne sprawy, między innymi o kradzież świni Mariannie Pacześ.

Marianna Pacześ, wdowa po Dominiku, to matka Jagny.

Boryna z Dominikową udają się do karczmy, a potem Maciej odwozi kobietę do domu. Po drodze Dominikowa daje mu do zrozumienia, że jest on dobrą partią dla Jagny.

Rozdział IV

Niedziela w Lipcach. Wszyscy mieszkańcy idą do kościoła na mszę. Kuba ofiarowuje księdzu upolowane kuropatwy. Ośmielony wdzięcznością księdza odważa się podejść bliżej ołtarza, aż do miejsca, tam, gdzie stawały same gospodarze, gdzie stojał Boryna i wójt sam; kaj stawały te, co nosiły baldach nad dobrodziejem, abo i te, co ze świecami kiej kłonice trzymali straż przy ołtarzu w czas Podniesienia.

Zadanie

  1. Na podstawie poniższego opisu scharakteryzuj Jagnę:

Dominikowa rozwodziła się cichym, nabożnym głosem o dobrodzieju, a Jagna rozglądała się po ludziach, jako że wzrostem równa była i chłopom najroślejszym, a strojna dzisiaj była, że aż oczy rwała parobków, co się w kupę zbili przed wrótniami, na drodze, kurzyli papierosy i szczerzyli do niej zęby. Bo i urodna była, i strojna, i takiej postury, że i drugiej dziedzicównie z nią się nie mierzyć. Dziewuchy ano i kobiety żeniate, przechodzące mimo spozierały na nią z zazdrością abo i zgoła przystawały w podle, abych nasycić oczy tym jej wełniakiem pasiastym i sutym, co jak tęczą mazurską mienił się na niej, to na jej czarne trzewiki wysokie, zasznurowane aż po białą pończochę czerwonymi sznurowadłami, to na gorset z zielonego aksamitu, tak wyszyty złotem, że aż się w oczach mieniło, to na sznury bursztynów i korali, co otaczały jej, białą, pełną szyję - pęk różnobarwnych wstążek zwieszał się od nich na plecach i gdy szła, wił się za nią niby tęcza. Ale Jagna nie widziała zazdrosnych spojrzeń, błądziła modrymi oczami po głowach i natknąwszy się na wlepione w siebie oczy Antka, oblała się rumieńcem i pociągnąwszy matkę za rękaw, ruszyła przodem, nie czekając.

Po powrocie z kościoła Antek i Maciej kłócą się przy stole. Syn wyrzuca ojcu, że jest przez niego traktowany jak parobek. Stary odcina się, sugerując, że Antek z rodziną pasożytują na “jego chlebie”.

Antek z żoną z goryczą rozpamiętują swoją sytuację. Sytuacja między nimi też do łatwych nie należy: Zadanie

  1. Na podstawie poniższych fragmentów:
  • scharakteryzuje relacje między małżonkami
  • zaobserwuj mowę pozornie zależną i określ jej funkcję
  • odpowiedz na pytanie, jaka wizja ludzkiego życia wyłania się z fragmentów?

Perspektywa Antka:

Siedli na kraju łąk pod krzami, Hanka pokarmiała dziecko, bo płakać poczęło, a Antek skręcił papierosa, zapalił i ponuro patrzył przed się…Nie mówił on żonie, co go żarło we wątpiach, ni co mu leżało na sercu niby węgiel rozżarzony, bo aniby mógł wypowiedzieć, niby zrozumiała go dobrze…Zwyczajnie, jak kobieta, co ni pomyślenia nie ma, ni niczego nie wymiarkuje sama, ino żyje se jako ten cień padający od człowieka… A gospodarstwo, a dzieci, a kumy - to i cały świat la niej. Każda kobieta taka, każda… - rozmyślał gorzko i aż go ścisnęło za serce… - Ten ptak, co polatuje nad łęgami, ma lepiej niźli człowiek drugi… Co mu tam za kłopoty! Polatuje se, pośpiewuje, a Pan Jezus obsiewa la niego pola, że ino mu zbierać a pożywiać się…

Perspektywa Hanki:

Obwinęła chłopaka i popłakując szła miedzami z powrotem do domu; ciężko jej było na sercu - ani pogadać ani wyżalić się przed kim na dolę swoją. A to człowiek żyje cięgiem jak ten samson, że nawet do sąsiadów pójść nie pójdzie i pogadaniem serca nie ucieszy. Dałby jej Antek kumy! Nic, ino siedź w chałupie a haruj, a zabiegaj, a jeszcze słowa dobrego nie usłyszysz! Inne do karczmów chodzą a na wesela… a ten Antek… bo to mu dogodzić można?… Czasem taki, że i do rany przyłóż… to znowu całe tygodnie ledwie bąknie jakie słowo i ani spojrzy…nic, jeno medytuje a medytuje… Prawda, że ma i o czym! Bo i ten ociec nie mógłby to już gront im odpisać, nie czas to staremu iść na wycug? A dyć dogadzałaby mu, że i rodzonemu nie byłoby u niej lepiej…

Wieczorem w niedzielę, mieszkańcy lipiec udają się do karczmy prowadzonej przez Żyda Jankiela.

Rozdział V

Akcja rozdziału toczy się głównie na jarmarku (ostatnim przed Godami, czyli Bożym Narodzeniem) w Tymowie.

Zadanie

  1. Jak przedstawione jest życie wsi? Zwróć uwagę na formę czasowników.

Już na parę dni przedtem deliberowano po wsi, co by się sprzedać dało, czy z inwentarza, czy z ziarna abo też z drobnego przychówku. A że na zimę szło, to i kupować trza było niemało i z przyodziewku, i ze sprzętów, i z różnych różności gospodarskich, z czego i różne turbacje poszły, i swary, i kłótnie po chałupach, boć wiadomo przeciech, że u nikogój się nie przelewa a o grosz gotowy coraz to trudniej. A tu i rychtyk w ten czas i płacić przychodziło podatki, to gminne składki i spłaty różne między sobą, a często i przednówkowe pożyczki, a jak niejeden to i zasługi służbie - tyla tego razem, że niektóren, choćby i z półwłókowych, ciężko wzdychał i kalkulował, a nic nie wychodziło bez wyprowadzenia na jarmark konia abo i krowy, a już o biedniejszych to i nie ma co rzec. Więc też i jaki taki wyprowadzał krowinę przed oborę, wycierał jej ognojone boki wiechetkiem i na noc przyrzucał koniczyny, to gotowanego jęczmienia z kartoflami. byle jeno wypęczniała ździebko; któren znów przysposabiał stare, poślepłe całkiem wywłoki, żeby chyla tyla do koni były podobne na ten przykład. Insze znowu młóciły zawzięcie dnie całe, żeby zdążyć na jarmark. (…) I z Lipiec wychodzono od wczesnego rana. Tyla narodu szło, jakby wieś cała wychodziła. Szli gospodarze co biedniejsi, szły kobiety, szły parobki i dziewczyny, i komornicy też szli, a i biedota sama -najemnicy takoż ciągnęli, bo jarmark to był ten, na którym godzono się do robót i zmieniano służby. Kto co kupić, kto sprzedać, a jensi byle jarmarku użyć. Któren wiódł na postronku krowinę albo i ciołaka, kto zaś gnał przed sobą maciorę z prosiętami, co ino pokwikiwały i rwały się tak, że trza je było cięgiem oganiać i stróżować, bych pod wozy nie wpadły; jenszy człapał się na szkapie; drugie oganiały wystrzyżone barany, gdzieniegdzie zaś bieliło się stadko gęsi z podwiązanymi skrzydłami, to grzebieniaste koguty wyzierały spod zapasek kobiecych… A i wozy niezgorzej jechały wyładowane, raz w raz z jakiegoś półkoszka spod słomy wyzierał ryj karmnika i kwiczał, aż gęsi gęgały zestrachane i psy, co szły zarówno z ludźmi, doszczekiwać poczynały przy wozach I szli tak całą drogą, że choć szeroka była, a pomieścić się trudno wszystkim było, że jaki taki schodził na pole w bruzdy. O dużym już dniu, kiej się tak przetarło na niebie, że ino, ino słońca było patrzeć, wyszedł i Boryna z chałupy; przódzi już, bo o świtaniu, Hanka z Józką pognały maciorę i podpasionego wieprzka, a Antek powiózł dziesięć worków pszenicy i pół korczyka czerwonej koniczyny. W domu ostawał tylko Kuba z Witkiem i Jagustynka, przywołana, żeby jeść uwarzyła i krów dojrzała.

  1. Rzomowa Boryny z Kubą. Jakie prawa kierują wspólnotą lipiecką?

Napij się, Kuba, i rzeknij swoje słowo. -Bóg zapłać, gospodarzu… Ostać, tobym się ostał, ino…ino…
-Postąpię ci coś niecoś!…
-Przydać by się przydało, bo to i kożuch zlatuje ze mnie., i buciska też, a i kapot jaki kupiłbym… już jak ten dziadak jaki jest człowiek, że nawet do kościoła iść, to ino do kruchty… bo jakże mi przed ołtarz w takim obleczeniu…
-A w niedzielę nie baczyłeś na to, inoś się pchał tam, gdzie najpierwsze… - rzekł surowo Boryna.
-Juści… Hale… Prawda… - bąkał srodze zawstydzony i ciemny rumieniec oblał mu twarz.
-A to i dobrodziej naucza, żeby szanować starszych. Napij no się, Kuba, na zgodę i słuchaj, coć rzeknę, a sam się pomiarkujesz, że co parobek, to nie gospodarz… Kużden ma swoje miejsce i la każdego co innego Pan Jezus wyznaczył. Wyznaczył ci Pan Jezus twoje, to go się pilnuj i nie przestępuj, na pierwsze miejsce się nie pchaj i nie wynoś się nad drugie - bo zgrzeszysz ciężko. I sam dobrodziej ci powtórzy to samo, że tak być musi, bych porządek na świecie był. Miarkujesz se, Kuba? -Nie bydlem przeciech i swoje pomyślenie mam.
-To baczże, byś się nad drugie nie wynosił.
-I… inom bliżej ołtarza chciał być…
-Pan Jezus z każdego kąta słyszy, nie bój się. I po co się pchać między najpierwsze, kiej wszyscy wiedzą, ktoś jest?
-Juści, juści… gospodarzem byłbym, to i baldach nosić bym nosił, a i dobrodzieja pod pachę wiódł, i w ławkach siadał, i z książki głośno śpiewał… a żem ino parobek, chocia i syn gospodarski, to mi w kruchcie stać abo przed drzwiami, jako te pieski… - powiedział smutno.
-Takie już na świecie urządzenie jest i nie twoja głowa zmieni.
-Pewnie, że nie moja, pewnie.

Jarmak to kolejna okazja, żeby zaprezentować całą lipiecką gromadę. Dla mieszkańców Lipiec jest to też okazja, by podtrzymywać więzy społeczne, spotkać się ze sobą w innych okolicznościach, porozmawiać. Boryna korzystając z pomocy pisarza układa skargę na borowego. Maciej Boryna nawiązuje kontakt z Jagną. Podarowuje jej chustkę, którą wcześniej kupił Józce.