Obraz szlachty ziemiańskiej w Nawłoci

Cezary zostaje zaproszony do Nawłoci - wiejskiego majątku rodziny jego przyjaciela Hipolita Wielosławskiego, położonego w malowniczych okolicach Częstochowy. Tam ma okazję zakosztować trybu życia charakterystycznego dla polskiego ziemiaństwa w latach dwudziestych minionego stulecia.

Obraz ziemiaństwa, który odmalowuje Żeromski, jest wyjątkowo krytyczny. Pierwsze wrażenia Cezarego są pozytywne. Przyjęto go pod dach z wyjątkową serdecznością i gościnnością. Mieszkańcy Nawłoci to matka Hipolita, jego wuj Skalnicki, kuzynka Karolina Szarłatowiczówna (której majątek na Ukrainie odebrali bolszewicy) a także brat przyrodni - ksiądz Anastazy, zwany Nastkiem.

Nieodzownymi mieszkańcami Nawłoci są także wieloletni słudzy: woźnica Jędrek, stary lokaj Maciejunio i równie sędziwy kucharz Wojciunio.Między państwem a służbą panują serdeczne stosunki, służba wydaje się być niezwykle zadowolona ze swojej poddańczej roli, w której czuje się doceniana, a nawet kochana.

Jednak Cezary łatwo zaobserwowuje biedę okolicznych wsi, zaniedbanych i niewykształconych chłopów, fatalny los robotników chłopskich w folwarku Chłodek. Równość między służą a właścicielami Nawłoci jest także pozorna - w istocie zachowana jest hierarchia i uniżona postawa służby wobec państwa.

Cezary, jakkolwiek odurzony serdecznością i gościnnością, której doznaje, nie może zapomnieć swojej dramatycznej przeszłości, zwłaszcza wspomnień z ogarniętej rewolucją Rosji.

Cezary przysiadł na poręczy ganku. Był odurzony. Był pijany, ale nie winem. Pierwszy to pewnie raz od śmierci rodziców miał w sercu radość, rozkosz bytu, szczęście. Było mu dobrze z tymi obcymi ludźmi, jakby ich znał i kochał od niepamiętnych lat. Wszystko w tym domu było dobre dla uczuć, przychylne i przytulne jak niegdyś objęcia rodziców. Wszystko tu było na swoim miejscu,dobrze postawione i rozumnie strzeżone, wszystko pociągało i wabiło, niczym rozgrzany piec w zimie, a cień wielkiego i rozłożystego drzewa w skwar letni. Żadne tu myśli przeciwne, nieprzyjazne przeciwko temu dworowi nie powinny by się były rodzić. A jednak, gdy powrócił do pokoju stołowego, żal mu ścisnął serce. Świeże powietrze odurzyło go, a nowe kielichy starego wina uderzyły do głowy. Zapłakał, gorzko zapłakał. Chwycił po pijanemu Hipolita za szyję i namiętnie szeptał mu do ucha: Strzeż się, bracie! Pilnuj się! Za tę jednę srebrną papierośnicę, za posiadanie kilku srebrnych łyżek, ci sami, wierz mi, ci sami, Maciejunio i Wojciunio, Szymek i Walek, a nawet ten Józio — Józio! — wywleką cię do ogrodu i głowę ci rozwalą siekierą. Wierz mi! Ja wiem! Grube i dzikie sołdaty ustawią cię pod murem… Nie drgnie im ręka, gdy cię wezmą na cel! Za jednę tę oto srebrną cukiernicę! wierz mi, Hipolit! Błagam cię!

Po kilku dniach pobytu w Nawłoci Cezary orientuje się, jak bardzo jałowe, nudne i pozbawione celu jest życie mieszkańców Nawłoci. Najważniejsze wydarzenia ich dnia to posiłki, zwłaszcza kolacja, często przeciągajaca się do późnych godzin nocnych, suto zakrapiana alkoholem. Czas między posiłkami wypełniają przejażdżki, pogawędki, gra w karty lub szachy. Praca postrzegana jest jako coś niegodnego ziemianina. Wydarzenia o ważniejszej randze to bale, np. bal charytatywny zorganizowanych w położonych nieopodal Odolanach przez Laurę Kościeniecką.

Ziemiaństwo ukazane jest zatem w Przedwiośniu jako ta warstwa, która już bezpowrotnie utraciła swoje znaczenie i dominację ideową w społeczeństwie polskim. Tę rolę zaczęła pełnić inteligencja miejska, pochodząca głównie ze zubożałej i zrujnowanej szlachty.

Andrzej Mencwel, Przedwiośnie czy potop. Nowe krytyki postaw polskich, Warszawa 2018